poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Idealne dziecko" - Part 3.



 


Bycie idolem, to wcale nie taka łatwa sprawa, ale Taemin wiedział o tym już na początku, dlatego nie wypadało mu teraz narzekać. Nawet jeśli znowu czuł się na wpółżywy i spał zaledwie po cztery godzinny dziennie, to nadal musiał zachować na twarzy ten promienny uśmiech, który z każdym dniem denerwował go coraz bardziej.
   - Wszystko w porządku, Taemin? – zapytała go jakaś drobna kobieta, która właśnie nakładała mu makijaż w celu zamaskowania zmęczenia, jakie już powoli zaczęło odbijać się na jego twarzy.
   Chłopak niechętnie się jej przyjrzał po czym odwrócił wzrok, uznając, że widzi ją po raz pierwszy na oczy. Nie lubił, gdy obcy ludzie mówili do niego tak, jakby go znali.
    - Tak, chyba tak – mruknął w odpowiedzi.
   Kobieta popatrzyła na niego przez chwilę, po czym skinęła głową i wróciła do swojej pracy, za co podziękował jej w duchu. Naprawdę nie miał ochoty na udawanie uprzejmego chłopca, gdy do końca dnia pozostały mu jeszcze dwa wywiady i jakiś występ w kolejnym głupim programie, w którym znowu będzie musiał zachowywać się jak na słodkiego mankae przystało, żeby przypodobać się publiczności.
    - Gotowe – usłyszał po paru minutach. – Jakoś zakryłam te cienie pod oczami, ale lepiej byłoby, gdybyś po prostu się przespał. Nie wyglądasz najlepiej.
   Taemin przymknął oczy i stłumił w sobie chęć powiedzenia czegoś niemiłego.
    - Masz rację, Noona. Tak właśnie zrobię, ale teraz muszę już iść – powiedział tylko i uśmiechnął się słodko do starszej kobiety, która zaraz spłonęła rumieńcem i zaczęła się jąkać.
   Chłopak pożegnał się grzecznie i wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę wyjścia z budynku SM. Dobrze wiedział, że menażer czeka na niego na dole w aucie i pewnie ledwo wytrzymuje piski wydzierających się fanek. Pokręcił głową, kiedy idąc korytarzem uświadomił sobie, że zaraz do nich wyjdzie. Miał tylko nadzieję, że nie będą w niego rzucać żadnymi prezentami, bo miał już serdecznie dość tych codziennych przepychanek, po których przybywało mu coraz więcej siniaków.
   Mam szczęście – pomyślał, kiedy znalazł się na zewnątrz i okazało się, że tym razem jest tylko z pięć, może siedem fanek, zupełnie tak, jakby reszta zrobiła sobie wolne. Bez większych trudności więc, ruszył w stronę stojącego niedaleko, czarnego mini busa, starając się ignorować dźwięk wskazujący na to, że jego fanki robią mu zdjęcia, które za chwilę pewnie zaczną krążyć po sieci. Chcąc jak najszybciej schronić się przed ich wzrokiem i głośnymi nawoływaniami, wsiadł do samochodu na tylne siedzenia i odetchnął z ulgą.
    - No nareszcie – odezwał się jego menadżer, który siedział na miejscu kierowcy i właśnie przekręcał kluczyk w stacyjce. Taemin zauważył, że mężczyzna przygląda mu się z uwagą w przednim lusterku, co trochę go zdenerwowało. – Wyglądasz lepiej niż pół godziny temu, ale to za mało. Może chcesz coś zjeść?
    - Nie jestem głodny tylko zmęczony – odparł z niemiłym podźwiękiem w głosie. Miał już dosyć głupich pytań i odpowiedzi. Chciał po prostu zrobić to, co zostało mu do zrobienia i wrócić do domu.
    - Okej, okej! – menażer uniósł ręce w geście poddania. Nie miał ochoty na sprzeczkę z tym dzieciakiem, świadomy tego, że i tak nie wygra. – Zrobimy tak jak chcesz, tylko błagam nie obrażaj się i po prostu rób co do ciebie należy.
   Taemin spojrzał niechętnie za przyciemnioną szybę i skrzywił się widząc, jak wiele fanek zaczyna gromadzić się obok auta.
    - Taki mam właśnie zamiar – zapewnił chłodno.
   Nastała chwila ciszy. Pisk jego adoratorek przebijał się do wnętrza busa i przyprawiał chłopaka o ból głowy.
    - No to świetnie – odpowiedział w końcu menadżer i przeklinając cicho pod nosem, zaczął ostrożnie wyjeżdżać z parkingu.
   Przecież nie chciał nikogo przejechać.


    Taemin miał być ideałem pod każdym względem. Takim miała zamiar stworzyć go wytwórnia, co oczywiście się im udało. Chłopak o pięknej twarzy, dużych zdolnościach tanecznych, grający na fortepianie i jakby tego nie było mało - potrafił jeszcze śpiewać. Oczywiście nie wszystko przyszło od razu. Taemin musiał poświęcić wiele czasu, żeby stać się tym, kim był teraz, ale nie żałował. Wiedział, że te wszystkie treningi i lata starań, w końcu na coś mu się opłaciły. Kochał scenę i muzykę. Kochał fanów i cieszyło go, że może dawać tyle radości całkowicie obcym mu ludziom, uśmiechając się, czy też mówiąc im coś miłego, choć kosztowało go to naprawdę sporo nerwów i wysiłku. Ale mimo wszystko, nigdy nie zgodziłby się, żeby ktoś mu bliski zaczął podążać tą samą drogą. Jedynym wyjątkiem był Jongin, bo to z nim zaczął tę przygodę i też z nim miał zamiar kiedyś ją zakończyć. Ale Soojin? O nie. Jej nie mógł na to pozwolić.
   Pamiętał ten dzień, jakby to działo się wczoraj. Jak zawsze trenował najdłużej ze swojego zespołu i został sam na sali, kiedy reszta już dawno opuściła pomieszczenie. Ćwiczył układ do „Lucyfera” i wciąż powtarzał sobie, że nie jest wystarczająco dobry. Kiedy Soojin weszła do pomieszczenia, udawał, że jej nie zauważył i ćwiczył dalej. Dziewczyna usiadła w kącie i podciągnęła kolana pod brodę, objęła je mocno w milczeniu, czekając aż on skończy. Taemin tańczył jeszcze chwilę, świadomy, że Soojin nie spuszcza z niego wzroku. Nie przeszkadzało mu to jednak. Lubił czuć na sobie jej spojrzenie, zupełnie tak, jakby dodawała mu tym siły. Poza tym jej obecność sprawiała, że czuł spokój.
   W końcu jednak wyłączył muzykę i przykucnął obok niej.
    - Dlaczego przyszłaś? – zapytał i uśmiechnął się lekko odgarniając jej ciemne włosy z policzka. – Coś się stało?
   Soojin spojrzała mu w oczy. Wyglądało to tak, jakby przez chwilę zastanawiała się nad czymś bardzo poważnym. Taemin zmartwił się, ale wciąż czekał na odpowiedź.
    - Co byś zrobił, gdybym zechciała zostać trainee?
      Taemin przestał się uśmiechać. Przez moment nawet pomyślał, że się przesłyszał, ale szybko zrozumiał, że tak nie jest. Nagle całe jego ciało ogarnęła panika, która z każdą chwilą rosła i pęczniała. Wiedział, że jego oczy są szeroko otwarte, a oddech przyśpiesza niebezpiecznie, zupełnie tak, jakby przed chwilą usłyszał coś szczególnie strasznego.
    Stracę ją, pomyślał, naprawdę ją stracę…
   Nie zastanawiając się nad tym co robi, złapał Soojin za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Dziewczyna nie protestowała, ale widać było, że jest zaskoczona jego gwałtownym zachowaniem. Pewnie dostrzegła też uczucie strachu, które zdążyła już wyczytać z jego oczu. Taemin wiedział, że nie ma prawa za nikogo decydować i mówić, co kto ma robić, ale tym razem nie mógł inaczej. Soojin znaczyła dla niego zbyt wiele i nie mogła się zmienić. Poza tym nie chciał, żeby wchodziła do tego świata, w którym już od dawna on sam się znajdował. To miejsce by ją zniszczyło, sprawiło, że straciłaby swój urok i zapomniała o tym, jaka jest naprawdę. W końcu Taemin tylko dzięki niej pamiętał o tym kimś z przed paru lat, biegającym z nią i Jonginem po ogrodzie w rodzinnych posiadłościach państwa Han, miejsca, którego wspomnienia dotyczyły najlepszego okresu z jego życia.
    - Nawet o tym nie myśl. Dobrze wiesz jak wiele czasu musiałem poświęcić, żeby być tym, kim teraz jestem. Po prostu nie zawracaj sobie głowy takimi głupotami i zajmij się czymkolwiek… Tylko proszę, nie próbuj być taka jak ja, czy Jongin.
   Soojin spuściła wzrok, a na jej ustach zagościł smutny uśmiech.
    - Nawet jeśli dzięki temu mogłabym spędzać z wami więcej czasu?
   Taemin poczuł ulgę i puścił jej rękę. A więc o to chodzi – pomyślał, gdy uświadomił sobie, że Soojin wcale nie myśli o dołączeniu do SM na poważnie, tylko najzwyczajniej na świecie czuje się samotna. W końcu, ostatnio nawet musiał odpuścić sobie jej urodziny, bo wypadały w dzień koncertu jego zespołu. Oczywiście dał jej prezent i złożył życzenia, ale po czasie. Pamiętał, że Soojin nie garnęła się wtedy do otwarcia małego pudełeczka, w którym znajdował się srebrny łańcuszek zakupiony przez niego z myślą o niej. Kiedy jednak już to zrobiła, chłopak od razu zapiął jej go na szyi. Znał Soojin zbyt dobrze, żeby nie zauważyć, jak bardzo spodobał jej się ten prezent.
    - Przecież spędzasz go z nami cały czas – powiedział po chwili.
   Soojin pokręciła głową i spojrzała na niego z wyrzutem.
    - Z Jonginem tak, ale z tobą już nie. Jednak on kiedyś też zadebiutuje i będzie miał mniej czasu. Gdybym tylko mogła być taka jak wy, gdybym tylko zaczęła trenować, to może przy pomocy ojca udałby mi się i z czasem wszystko stało się łatwiejsze. Moglibyśmy się częściej widywać i nikt nie mógłby nam tego zabronić, bo wtedy należałabym do SM.
   Taemin ściągnął brwi. Rzeczywiście, przy pomocy pana Han, dziewczyna na pewno by zadebiutowała. W końcu człowiek, który tak dobrze zna się z samym szefem SM i pracuje na całkiem wysokim stanowisku od dobrych paru lat w wytwórni, mógłby zrobić naprawdę wiele dla swojej córki. Taemin jednak nawet nie chciał o tym myśleć. Nie miał zamiaru pozwolić jej na popełnienie żadnego głupstwa, szczególnie, że Soojin ze swoim nazwiskiem i pieniędzmi, po prostu tego nie potrzebowała.  
    - Masz wszystko czego byś chciała już bez tego. Ja chcę być idolem, bo kocham taniec i muzykę, ale ty? Naprawdę mam uwierzyć, że chciałabyś poświęcić całe życie dla czegoś, czym nawet się nie interesujesz i to tylko dlatego, żeby być bliżej mnie?
    - Bliżej ciebie i Jongina – poprawiła go.
   Taemin przewrócił oczami. Nagle ta rozmowa wydała mu się całkiem zabawna. Soojin, nieświadomie, ale jednak zabiegała o więcej uwagi z jego strony, choć wciąż utrzymywała, że jej nie potrzebuje.
    - Niech ci będzie! Bliżej mnie i Jongina, pasuje? – zapytał i mimowolnie uśmiechnął się widząc, że Soojin także się uśmiechnęła.
    Zamiast odpowiedzi, poczuł, jak dziewczyna zarzuca mu ręce na szyje i przytula się mocno. Całkiem swobodnie, przyzwyczajony do tego typu zachować przyjaciółki, także ją objął. Taemin pamiętał, że trwali tak jeszcze przez jakiś czas aż do momentu, gdy zadzwonił telefon Soojin. Pięć minut później był znowu całkiem sam na sali, bo okazało się, że pan Han właśnie skończył na dziś pracę i zabiera córkę do domu. Młody Lee dopiero wtedy uświadomił sobie, jak późną już mają godzinę.
    - Co robisz? – zapytał, gdy z zamyśleń wyrwał go dźwięk zagaszanego silnika.
   Menadżer westchnął cicho, a Taemin zauważył, jak wyciąga z kieszeni spodni zmiętoloną paczkę papierosów i sięga po jednego, żeby po chwili zapalić.
    - Odpuszczam ci dzisiaj, bo i tak widzę, że jesteś już ledwo przytomny. Najwyżej odpracujesz to jutro, albo innego dnia – wyjaśnił, po czym dodał po chwili: - Jakbyś jeszcze nie zauważył, to właśnie zaparkowałem pod twoim domem, więc możesz już wysiąść.
   Taemin uniósł brwi i rozejrzał się za szybą. Menażer nie żartował sobie z niego i chyba naprawdę postanowił tym razem mu odpuścić, co zdarzało się raczej rzadko. Chłopak szybko zrozumiał, że nie chodzi tu o wyrozumiałość ze strony  mężczyzny, tylko o jego problemy z żoną, z którą prawdopodobnie niedługo się rozwiedzie, no chyba, że skończy z chodzeniem po nocnych klubach i zajmie się rodziną, jak powinien zrobić to już jakiś czas temu. Taemin jednak nie wierzył, że mu się to uda. Mimo to, nic nie mówił i posłusznie wysiadł z auta, żeby po chwili zobaczyć, jak te odjeżdża i skręca w jakąś ciemną uliczkę, która na pewno nie prowadziła do domu menadżera.
   Przewidywalny aż do bólu – pomyślał i ruszył w stronę stojącego niedaleko budynku. W tym momencie miał jedynie ochotę położyć się do łóżka i po prostu zasnąć. Na swoje, jak i pozostałych członków szczęście, nikt mu w tym nie przeszkodził.